Ja miałam problemy okrutne z zakładaniem. Ale je pokonałam. I jest tak:
- powieki musisz mieć szeroko rozwarte. Jak masz choć trochę przymknięte, to nie założysz. Musisz zrobić mały wytrzeszcz i wtedy za którymś razem soczewka sama Ci wskoczy
- nie nakładaj zbyt wolno i delikatnie. Jak już będziesz blisko oka, to spróbuj zdecydowanym ruchem (oczywiście nie za mocnym!) przyłożyć soczewkę. Ja na początku za bardzo się cackałam i zanim zdążyłam przyłożyć soczewkę, to oko mi uciekało i trzeba było robotę zaczynać od nowa.
- zwróć uwagę, czy masz na dobrej stronie soczewkę. Jak masz na złej, to Ci nie wskoczy na oko.
- jeśli masz problem z nałożeniem centralnie i bezpośrednio na źrenicę, to możesz spróbować nałożyć obok źrenicy. Soczewka wyląduje częściowo na białku i sama wskoczy na źrenicę, albo delikatnie pomożesz jej palcem się przesunąć. Nie wiem na pewno, czy ta metoda jest 100% zgodna z zaleceniami lekarza, więc może się upewnij. Ale wielu ludzi tak robi, włącznie ze mną.
- na początku założenie wydawało mi się niemożliwe. Z gabinetu wychodziłam zapłakana (musiałam przejść obowiązkowy kurs) i bez sukcesu. W domu za każdym razem zakładanie zajmowało mi z 20 min na jedno oko i był to koszmar. Zdejmowanie szło spokojnie, ale zakładanie naprawdę mi nie szło. Potem, z czasem, samo zaczęło wychodzić. Powodzenia!